Poznań miasto doznań lubią powtarzać mieszkańcy Stolicy Wielkopolski, a ja się z nimi zgadzam. Natomiast wiem, że teza ta niekoniecznie jest powszechnie akceptowana. Kiedy opowiadam o swojej fascynacji Poznaniem, często spotykam się z szyderczymi uśmieszkami ludzi przekonanych, że to miasto może i jest ciekawe ale jedynie w południe i to tylko wtedy, gdy stoisz pod ratuszem i patrzysz na walczące na wieży koziołki. Właśnie dla nich i wszystkich, którzy wybierają się do Poznania powstał ten wpis, który ma na celu pokazać, że można podziwiać tu znacznie więcej niż Rynek i zderzające się głowami kozły. Oto moje 5 propozycji na bardziej alternatywne spędzenie czasu w Stolicy Wielkopolski.
Malta
Spokojnie nie chodzi mi o kraj na południu Europy, którego notabene zbytnim fanem nie jestem. Przeszkadza mi to, że miejscowe plaże są w większości kamieniste przez co niewygodnie się na nich wyleguje. No ale wróćmy do Poznania, to właśnie tu mieści się Jezioro Maltańskie. Tereny wokół niego do idealne miejsce na spacer i spędzenie wolnego czasu. Czeka tu na Was wiele atrakcji, o których chętnie opowiem. Zacznijmy od najstarszego kościoła ceglanego w Polsce. Zbudowali go Kawalerowie Maltańscy sprowadzeni tu przez Mieszka III. Kaplica ma niesamowity klimat. Na mnie największe wrażenie robi drewniany krucyfiks, który podobno ma niesamowitą moc informowania o zagrożeniach. Z całego serca, życzę Poznaniowi, aby nie musiał się nigdy przekonać czy w tej legendzie jest choć ziarnko prawdy. Z kościoła zabieram Was na Kopiec Wolności. Jego wysokość to 60 metrów, wiem że dla Was brzmi śmiesznie, ale przy moich gabarytach wejście na niego to prawie jak dla człowieka wyprawa na K2. Właśnie dlatego często korzystam z uprzejmości moich znajomych i trasę pokonuje w ich torebkach lub plecakach. Natomiast znacznie przyjemniejszy jest powrót. Wszystko dlatego, że działa tu całoroczny tor narciarski oraz saneczkowy. Osobiście korzystam z tej drugiej opcji. W dziedzinie nart trudno mówić o inkluzywności i w wypożyczalniach brakuje rozmiarów XXXXXS a w moim przypadku tylko taki wchodziłby w grę. Teren wokół jeziora ma długość 5,6 km, więc jest idealny na dłuższy spacer. Przy odrobinie szczęścia dane nam będzie podziwiać zawody ponieważ Jezioro Maltańskie jest popularnym torem regatowym i wioślarskim. Zresztą to nie jedyna rywalizacja, którą w okolicy Malty można zobaczyć, ponieważ na jednym brzegów mieści się największy w Polsce kompleks basenowy zasilany wodami geotermalnymi. W kompleksie znajduje się jeden z nielicznych basenów olimpijskich o długości 50 metrów. Dla mnie to jak ocean, więc osobiście decyduje się z reguły na wygrzewanie się w basenach z gorącą wodą. W mojej ocenie okolice Jeziora Maltańskiego to samograj. Macie tu świetny teren spacerowy, miejsca do uprawiania aktywności sportowej, a także liczne restauracje. Jakby tego mało, możemy je opuścić w stylowy sposób, a to dzięki retro kolejce Maltanka, która kursuje również w tych okolicach.
Centrum Szyfrów
Kolejny punkt to w jakiejś części opowieść o kłamstwie Hollywood i przypisywaniu sobie sukcesów Polaków przez inne narody. Nie domyślacie się o co mi chodzi? A oglądaliście film „Gra Tajemnic” w którym niejaki Alan Touring – grany świetnie przez Benedicta Cumberbatcha-praktycznie sam złamał kod Enigmy? Otóż dokonanie tego nie byłoby możliwe, bez pomocy poznańskich Naukowców. To właśnie absolwenci Uniwersytetu Poznańskiego: Marian Rejewski, Henryk Zygalski i Jerzy Różycki złamali ten słynny niemiecki kod. Może nie powstał o nich wysoko budżetowy film, ale mają za to swoje Centrum Szyfrów i ja serdecznie polecam odwiedzenie go. Jest to dość młody obiekt, bo otworzono go w 2021 roku. Poznajemy oczywiście historię życia naszych naukowców. Jednak to co na mnie robi największe wrażenie to angażowanie gości w mądrą zabawę, która przybliża nam podstawy i historię szyfrowania. Odwiedzający mają też okazję przejść szybki kurs, podobny do tego, w jakim udział brali polscy kryptolodzy w 1929 roku. Bardzo podoba mi się też ta część ekspozycji, która pokazuje powiązania między wszechobecną obecnie informatyką, a współczesnymi technikami kryptologicznymi.
Dziewicza góra
Nie wiem czy to wrodzony masochizm czy jakaś forma kompleksów, ale pomimo, mojego wzrostu lubię patrzeć na miasta z góry. W Poznaniu długo szukałem miejscówki, która właśnie na to by pozwalała i w końcu mi się udało. No prawie, bo Dziewicza góra o której chce Wam opowiedzieć znajduje się 10 km od samego miasta. Warto się tu wybrać nie tylko względu na sam szczyt, ale również drogę, która do niego prowadzi. Wiedzie ona przez Puszczę Zielonka. Pozwala nam to nie tylko pooddychać pełną piersią wśród licznych drzew, ale też znaleźć chwilę na zadumę w jednej z licznych kapliczek drewnianych. Sugeruje Wam też być uważnym podczas wyprawy, bo możecie się…zmoczyć. Na terenie puszczy znajduje się 14 jezior. Niektóre z nich poprzez roślinność są skamuflowane jak dobry snajper, tak więc łatwo zamoczyć stopę, a w przypadku krasnali nawet coś więcej. Sama Dziewicza Góra mierzy 143 m.n.p.m. Nazwa pochodzi od Zakonu Cysterek, otrzymały one wzniesienie na mocy decyzji Przemysława I w XIII wieku. Teren porasta starodrzew dębowy. W 2005 roku podjęto decyzję o wybudowaniu wieży, która miała pomagać w ostrzeganiu przeciw pożarowym. Do tej funkcji dodano turystyczną, dzięki czemu po pokonaniu 172 schodków możemy podziwiać nie tylko Poznań ale też Park Krajobrazowy, na terenie którego znajduje się Góra. Nie będę ukrywał, że taka wspinaczka może dać w kość, ale uwierzcie mi, widok jest tego warty.
Jeżyce
W literaturze istnieje pojęcie bohatera dynamicznego, czyli takiego który zmienia się wewnętrznie pod wpływem jakiś wydarzeń. Myślę, że dzielnica do której Was zapraszam w jakimś stopniu łapie się pod tą definicję. Jeszcze 10 lat temu Jeżyce były synonimem miejsca niebezpiecznego, którego sława rozlała się po całej Polsce. W dużej mierze przyczyniła się do tego twórczość lokalnego rapera Peji, który m.in. w taki sposób opisywał codzienność osiedla „O naszej dzielnicy zapomniał nawet Bóg. Każdy frajer z obcą twarzą to Twój naturalny wróg”. Dziś ta wrogość została na szczęście jedynie miejską legendą. Jeżyce to super dzielnica z wyjątkowym klimatem, który daje się odczuć na każdym kroku. Swoją wizytę tutaj zawsze proponuje zacząć na lokalnym rynku. Nie ma on może tych wszystkich eko i bio certyfikatów, ale gwarantuje Wam, że kupicie tu przepyszne i zdrowe plony od lokalnych rolników. Olbrzymie wrażenie robi na zawsze na mnie fakt, że ryneczek otoczony jest secesyjnymi kamieniczkami, przez co może się równać ze słynnymi halami targowymi z Mediolanu czy Neapolu. Jeżyce to także ważne miejsce w powojennej historii. To właśnie tu miał miejsce niesławny „Czerwiec 56 roku”. Władze przeciwko walczącym o swoje prawa robotnikom wystawiły 10 tysięcy żołnierzy, co skutkowało 57 ofiarami. W okolicach ul. Kochanowskiego, gdzie miał swoją siedzibę Urząd Bezpieczeństwa, doszło do strzelaniny, w wyniku której zginęło wielu robotników. Tu w szpitalu im. Franciszka Raszei pod ostrym ostrzałem ratowano życie rannych robotników. Również tu zginął Romek Strzałkowski – najmłodszy uczestnik walk. Przy skrzyżowaniu ulic Kochanowskiego i Dąbrowskiego urządzono Skwer Tramwajarek, bo w tym miejscu protestujący przewrócili wagon tramwajowy czyniąc z niego barykadę. Takie wspominki, choć może nie są sielankowe, ale pozwalają nam docenić realia w których przyszło nam żyć.
Chcąc poczuć magię Jeżyc trzeba się w nich zagubić. Właśnie wtedy, gdy spacerując będziemy wypatrywać jakiś znajomych elementów najlepiej docenimy secesyjną maestrie architektów miasta. Styl pełen zdobień, kwiatów, kutych balustrad, sztukaterii i strojnych witraży. I takie właśnie domy budowano. Zarówno luksusowe wille – kamienice, osiedla dla pruskich urzędników i kamienice czynszowe. Zanurzając się w jeżyckie zakątki i zadzierając do góry głowy odkryjecie fantazyjne kwiaty, zwierzęta – cały wprost zwierzyniec, aniołki, mniej i bardziej fantazyjne postaci, a wszystko to splątane niespokojną roślinną wicią. Ta wizyta ma tylko jedną wadę…potężny kac, kiedy już wrócimy do rzeczywistości polskiej pato deweloperki.
Park Sołacki
Myślę, że każdy choć trochę czyta moje wpisy, wie że lubię się poobijać w pięknych okolicznościach przyrody. Poznań pod tym względem jest miejscem prawie idealnym, prawdziwą skarbnicą terenów zielonych. Oczywiście jak to w Polsce, cieszyć się nimi możemy tylko od maja do września, maksymalnie października. Większość przewodników zabierze Was do parku Cytadela. Ja jednak nie jestem skrzatem chodzącym utartymi szlakami i zachęcam Was do odwiedzenia Parku Sołackiego. Jest on mniejszy od swojego słynnego odpowiednika, ale kto jak nie ja wie, że rozmiar nie ma znaczenia. Budowę parku rozpoczęto w 1908 r., publiczności został udostępniony w 1911 r.; prace wykończeniowe trwały do 1913 r. Autorem projektu był Hermann Kube, ówczesny dyrektor Ogrodów Miejskich. Jego głównymi punktami są dwa stawy powstałe przez spiętrzenie strumienia Bogdanka. Dziś Park Sołacki to idealne miejsce na spacer lub piknik. Jak przystało na romantyka nie mogę nie wspomnieć, że również na randkę. Idealną jej scenerią zwłaszcza po zachodzie słońca będą mosty i oświetlone lampami ścieżki. To nie wszystko, zróżnicowany drzewostan (w tym także egzotyczne gatunki -m. in. daglezja, choina kanadyjska, cypryśnik błotny, klon tatarski, klon srebrzysty) sprawi, że świetnie poczują się tu entuzjaści przyrody. Park sprawdzi się też jako pomysł na wypad rodzinny. Niezliczone gatunki ptaków, w tym rzadko spotykane kaczki mandarynki czy dzięcioły z pewnością zaciekawią najmłodszych. Dla tych, którzy chcą odsapnąć przygotowano wiele ławek, choć ja i tak wybieram wylegiwanie na trawie i nucę sobie wtedy nieśmiertelny hit Ryszarda Rynkowskiego „Nic nie robić, nie mieć zmartwień, zimne piwko w cieniu pić..”
Jak widzicie Poznań nie tylko koziołkami stoi. To miasto, w którym można świetnie spędzić czas również poza popularnym rynkiem. Mam nadzieję, że któraś z tych propozycji zdobędzie Wasze uznanie.
Jeżeli odwiedziliście Poznań na dłużej i macie jeszcze trochę czasu to koniecznie sprawdźcie moje TOP5 atrakcji, które koniecznie trzeba zobaczyć.
Comentarios